z Rajdu Przebiśniegowego 2015 w Góry Świętokrzyskie

Kolejny Rajd Przebiśniegowy przechodzi do historii. Przypomnijmy sobie kilka rajdowych chwil wczytując się w tekst relacji pióra Moniki Szczepańskiej.

 

Znowu Halniacy do pociągu wsiadali,

Znowu w góry nocnym się wybierali,

Siedzą w przedziale nieświadomi tego,

Czego doświadczą zaraz dziwnego.

 

Jak to zawsze w zwyczaju ich bywa,

Bo muzyka w ich żyłach się skrywa,

Halniacy wesoło się rozśpiewali,

Do tego gitarą do rytmu przygrywali.

 

Nic niezwykłego najpierw się nie działo,

Śpiewało się głośno i dużo rozmawiało,

Lecz Łysej Góry czar wisiał nad nami,

Wypełniając przedział wielkimi dziwami.

 

Kiedy muzyka z gitary pociąg ogarnęła,

Ciekawe persony do Halniaków przyciągnęła.

Filmowiec amator gitarzystę stresował

I wywiad z nim nagrywać próbował.

 

Potem włoska dama do nas dołączyła,

Co niezmiernie wesoła i ekscentryczna była.

Dużo mówiła o karierze i polsko-włoskim życiu

I towarzyszyła długo halniackiemu wyciu.

 

Po kilku utworach jednak stwierdziła,

Że choć muzyka ta bliska jej była,

Chciałaby żebyśmy w swoim repertuarze

Zaśpiewali jej o biznesu czarze.

 

Tomek gitarzysta bardzo się zdziwił,

Swój szeroki uśmiech nieco wykrzywił,

Lecz będąc człowiekiem uprzejmym wielce

Wyszczerzył tylko szeroko kielce.

 

Dając tym znak zupełnego zdziwienia,

W sumie to chyba nawet rozbawienia.

Na szczęście nie poszedł za namową damy

I grał tylko to co na rajdach kochamy.

 

Włoska dama z filmowcem się zagadali,

Halniacy tymczasem śpiewali i grali,

Nagle sokista znikąd się zjawił

I wielką miłość do gór wyjawił.

 

Słuchał naszych utworów zadowolony,

A potem górską muzyką wielce poruszony

Sam z siebie zapytał gitarzystę halnego

„Nie macie w zapasie śpiewniczka, kolego?”

 

Tomek popędził do swojego plecaka

I sprzedał sokiście śpiewnik za piątaka.

Ten za pazuchę go swoją schował,

Bo wielce śpiewniczki górskie miłował.

 

Muzyka do przedziału szeroko otwartego

Przyciągnęła też pana lekko podpitego.

Ten u gitarzysty „Autobiografię” wyprosił

A potem z nami śpiewem się zanosił.

 

Mieszanka ludzi była tak nie do wiary,

Że to ewidentne musiały być czary.

Halniacy tylko po sobie patrzyli,

Czy może tych ludzi sobie wyśnili.

 

Po kilku godzinach na siedząco spania

I nóg w każdą stronę wyginania

Udało się Halniakom nogi rozprostować

I w kieleckiej krainie rano wylądować.

 

Kielce to kolejne miejsce czarem przepełnione

Starymi blokowiskami wielce udziwnione

Gdzie w centrum góruje grzyb zaczarowany

Dworcem autobusowym potocznie zwany.

 

Jest to budynek jak z innego świata

Betonem wszystkie perony oplata

Kopuła to jakby muchomor stary

Ale nie na tym kończą się czary.

 

Wchodząc do środka o każdej porze

Człowiek się czuje jak w mrocznym horrorze

Tunelem ciemnym wchodzi się do serca grzyba

Gdzie PKS straszne tajemnice skrywa.

 

Autobus, który lat doczekał sędziwych

Zawiózł wreszcie Halniaków poczciwych

Na szlak długo już wyczekiwany

Z tęsknotą wielką wypatrywany.

 

Tu się zaczęła prawdziwa przygoda

I choć wielce nie popisała się pogoda

Szlak istnie magicznie mgła oplatała

I górskich wędrowców do marszu wzywała.

 

W lesie znów dziwy na drodze spotykamy

Stary buk Jagiełły na trasie odkrywamy.

Konar potężny, moc bije od drzewa

A jego dusza stare legendy śpiewa.

 

O pielgrzymie strasznie zarozumiałym

Od setek lat w pokorze skamieniałym.

O Emeryku co w lasach się zgubił,

Bo polowania za bardzo lubił.

 

Na szlaku znaki też magiczne były

I trasą wielce długą nas straszyły,

Lecz Halniacy nie bojąc się wyzwania

Zabrali się do znaków odczarowania.

 

Pokonali trasy ku swemu zdziwieniu

Może nie w jednym okamgnieniu,

Ale znacznie czasoprzestrzeń naginając

Jeszcze przed metą w schronisku się zjawiając.

 

Strudzeni wędrowcy poszukując strawy

Nie skończyli na schronisku swojej wyprawy.

Wszyscy jednomyślnie do gospody popędzili

I głód pysznymi potrawami przepędzili.

 

A że i gospoda wielce przyjazna była

Na jedzeniu zabawa się nie skończyła.

Gitary w nocy tam pięknie pogrywały,

Bo gospodarza miłego napotkały.

 

Karczmarz muzyce przychylny był niesłychanie

I długo wytrzymywał to nasze śpiewanie.

A co wytrwalsi do rana magicznie grali

I śpiącym do poduszki w schronisku śpiewali.

 

Tak się skończył dzień dziwami przepełniony

Uśmiechami i radością po brzegi wypełniony.

Kolejny dzień był pasmem wielkiego leniuchowania

Śpiewania i na kieleckim słońcu wylegiwania.

 

Żal było wracać w wielkopolskie progi,

Lecz to przecież nie koniec naszej wspólnej drogi.

Nim pełnia księżyca na niebie się zjawi

Halny znów kolejny górski rajd wyprawi.

 

Monika Szczepańska