z Rajdu Absolwenta 2016 w Góry Bystrzyckie

Wspomnienia Wojtka Łukaszewskiego z Rajdu Absolwenta 2016:

Rajd!  Mój pierwszy biegówkowy i do tego organizowany przez mnie. Na biegówkach trzeci raz, ale po ostatnim średnio je wspominam. No cóż, może teraz będzie lepiej. Prognozy też nie zachęcają – była zima i w styczniu już chce się skończyć. Ale nie ma to jak optymizm niektórych uczestników: Juhuuu biegówki:D  Ja! Ja! Ja bym chciała jechać! Ale nauczycie mnie:)? Bo nie byłam nigdy w życiu!” i pewność innych: To coś ma buty razem z nartami? Tego się do butów trekingowych nie przyczepia jakoś? Ale jedziemy. Trzydziestu  dwóch wspaniałych  rusza na Rajd Absolwenta w Góry Bystrzyckie. I już na początku po przyjeździe, przed północną rozgwieżdżone, nocne niebo nad schroniskiem mówi:Tak! Warto było! Piątkowy dzień zaczynamy od szukania śniegu przed schroniskiem – zapatrzeni w gwiazdy poprzedniej nocy nie zauważyliśmy, że śnieg był, ale pewnie w zeszłym tygodniu. Ale nic, pakujemy sprzęt do samochodów/busa i jedziemy w Góry Orlickie do Czech – tam trasy są podobno jak drogi na Euro – przejezdne.  I takie były – niestety wybraliśmy ze znajomymi nie ten szlak i tylko trochę pojeździliśmy po zmrożonym śniegu i lodzie we mgle. Ale pozostali uczestnicy nie szukali już takich wrażeń jak my i grzecznie pojechali na trasę tak jak pan z wypożyczalni przykazał – przejeżdżając kilkanaście kilometrów dość dobrą trasą. Niedosyt pierwszej jazdy powetowaliśmy sobie wspólną, wieczorno-nocną wycieczką szlakami Gór Bystrzyckich ze zdobyciem Góry Gór tej okolicy. Jagodna ze swoją wyniosłą kopułą szczytową spowodowała, że nawet nie wiedzieliśmy kiedy atak szczytowy się rozpoczął, a kiedy skończył. Z pierwszego dnia warto też dodać to co nam w Schronisku zaserwowali – wybór dań może nie jest tam największy, ale biorąc pod uwagę, że w nie jednym schronisku już jadłem to Jagodna jest w ścisłe czołówce (pstrąg!). Sobotę większość z nas poświęciła na poznanie najlepszej trasy biegówkowej dostępnej w okolicy. Ruszyliśmy rankiem w śliczną, słoneczną pogodę z delikatnym mrozem. Czerwonym szlakiem pnąc się na biegówkach niezbyt stromą trasą dotarliśmy na najwyższy szczyt Gór Orlickiach – Velká Deštná. I o dziwo mimo naszej słabej wprawy to nawet droga w górę dawała sporo frajdy. Nawet osoby znające biegówki ze słyszenia dawały sobie radę. Za szczytem było dużo więcej zjazdów i tam już sama radość – na krechę w dół – tego nam trzeba! Pomimo kilku upadków, ale tylko jednym zakończonym sporym sińcem, przejechaliśmy około dwudziestu kilometrów z rzadka tylko mijając fragmenty pokryte lodem czy o dziwo asfaltem. W  dobrych humorach wracaliśmy do schroniska na ostatni rajdowy wieczór wypełniony opowiadaniem wrażeń z dnia i grami planszowymi. Nie mogło też zabraknąć części muzycznej z gitarą (niezawodna Iwonka!) i zadania dla organizatora. Zadanie na Absolwencie? Jak? Od kiedy? Pomimo mojego nieśmiałego protestu nasz sekretarz Przemek pozostał nieugięty – zadanie na blachę musi być! Nie musiałem co prawda lepić bałwana z tego czego przed schroniskiem akurat nie było, ale dostałem to czego się obawiałem – zrobić od ręki znaczki rajdowe dla wszystkich trzydziestu dwóch uczestników rajdu. Z pomocą przyszło wyposażenie schroniska – teraz już trochę uszczuplone, ale to nic, dorobią sobie. I wreszcie, po tylu rajdach, schodzonych kilometrach! Blacha – tak to ona – jest piękna! Jest moja! Juuuhhuu !!!

Niedzielny poranek przywitał nas opadami śniegu, ale tyle napadało, że chyba bałwana też nie udałoby się ulepić. Wykorzystując ostatni rajdowy dzień część z nas udała się z powrotem na biegówki, a część (w tym ja) na krótką wędrówkę najbliższymi szlakami.  Widoków nie było,to jednak nie te góry, ale jeśli ktoś szuka niewymagających, niezatłoczonych gór to te nadają się jak najbardziej.  Niestety rajdowe, krótkie dni dobiegły końca i znów trzeba wracać. Czując niedosyt biegówek, zjazdówek (choć śnieg w Zieleńcu był i niektórzy także tam się wybrali) i samych gór wracaliśmy do Poznania. Ale było warto! Bo pomimo krótkiego wyjazdu to biegówki naprawdę da się lubić, dają sporo frajdy. A do tego  w takim towarzystwie jak na rajdzie – gór mi mało i chce się tylko więcej! Kiedy następny rajd? Bo ja chcę!

Wojtek Łukaszewski

 

Pięć stopni w plusie na dworze
nie oznacza, że Halniak nie może
spędzić styczniowych dni weekendowych
w Górach Bystrzyckich -na nartach biegowych!

Stąd jedni w sobotę, inni już w piątek
ruszyli ze sprzętem na trasy początek.
Pod górkę z uśmiechem, choć sapiąc i dysząc.
Z górki strach w oczach- mogę Wam przysiąc!
Wszak nawet doświadczonemu ciężko się biega
gdy na trasie lód ze śniegiem zalega.
Lecz dla nas nie ma niemożliwego
-był bieg, był zjazd- dopięliśmy swego!

A chwilę później cieszyły się brzuchy
na schroniskowe ogromne racuchy!
Nie wspomnę o rybie na pół talerza
i daniach, których ogrom w boczki uderza.

Najedzeni zachodziliśmy w głowę
Jak ograć rywala w gry planszowe:
ustawialiśmy z wagonów pociągi, a potem
walczyliśmy w dżungli o drewniany totem.

Wieczorem Wojtek wykonał zadanie.
Ma blachę i Halnego członkiem się stanie!
Podsumowując: WYJAZD, ŻE MUCHA NIE SIADA!
Narzekać mogę tylko na chrapanie sąsiada 🙂

Autor: Patrycja Trzeciak