Relacje

Alpy Julijskie
Słowenia

W tym roku zaniosło nas na sam koniec Alp, do Słowenii. Kraj, pomimo toczącej się tuż za granicą wojny jest bardzo spokojny i raczej bogaty. Niestety ceny zdecydowanie alpejskie.

Położenie i informacja

Alpy Julijskie leżą na terenie Słowenii i Włoch. W Słowenii znajduje się najwyższy szczyt Alp Julijskich, Triglav (2863 m n.p.m.). Jego wizerunek jest umieszczony w herbie Słowenii. Z oczywistych względów najczęściej odwiedzany jest rejon Triglavu, otoczony gęstą siecią szlaków i wieloma schroniskami. Wędrując po tych górach należy się liczyć z dużymi różnicami wysokości i sporymi odległościami. Zrobienie w ciągu dnia przewyższenia 1500 - 1800 m nie należy do rzadkości. Schroniska w większości leżą na wysokości ok. 2000 m. Powoduje to konieczność rozbicia większości wejść szczytowych na dwudniowe wycieczki, jeśli startuje się z miejscowości podgórskich.

W górach generalnie nie ma wody. Tylko na dnie dolin są wywierzyska, a w niektórych kotłach nieliczne jeziora. Nawet niektóre schroniska są jej zupełnie pozbawione.

Pogoda bywa bardzo niepewna. Mieliśmy tylko kilka dni bez deszczu i mgieł. Miejscowi twierdzą, że tak jest już od kilku sezonów.

Dojazd i komunikacja

Ze względu na ceny zdecydowaliśmy się na męczący, ale chyba najtańszy (jeśli nie liczyć autostopu) wariant autobusowy. Autobus z Bratysławy do Lubljany kursujący we środy i piątki kosztuje w obie strony 70 DM płatne w dowolnej walucie (niestety, złotówek nie uznają za walutę...). Do Bratysławy dojechaliśmy pociągami z licznymi przesiadkami (Uwaga! na Słowacji wszystkie pociągi się spóźniają).

O samej Słowenii nie ma problemu z poruszaniem się. Autobusy jeżdżą bardzo gęsto, choć są nieco drogie. Bilet z Lubljany do Bohin Bistrii lub Zlatarog za jeziorem Bohin kosztuje ok. 900 SIT, zaś na przełęcz Vrąi ok. 1300 SIT. Pociągi są nieco tańsze i nie płaci się za bagaż. Ponieważ jest wiele firm przewozowych należy zwracać uwagę na wszelkie ogłoszenia na przystankach. Rozkłady jazdy można czasem znależć w dość niespodziewanych miejscach.

Autostopem nie jeździliśmy, ale niewątpliwie w Alpy najlepiej dostać sie przez Klagenfurt w Austrii, a z tamtąd tunelem do Jesenic, praktycznie do podnóża gór. Spotkaliśmy ludzi którzy tak jechali i mówili że nie było większych problemów.

Pieniądze i ceny

Miejscowa waluta zwie się tolar (SIT). W sierpniu 1 DM warta była ok 89 SIT zaś 1 USD ok. 129 SIT, co jak łatwo policzyć daje w dość grubym przybliżeniu 50 SIT za 1 NZŁ. Ceny są raczej wysokie, zbliżone do włoskich czy austiackich. Z grubsza można liczyć, że podstawowe produkty są dwukrotnie droższe niż w Polsce. Oczywiście dotyczy to miejsc cywilizowanych. W schroniskach wygląda to znacznie gorzej.

Schroniska

W Alpach Julijskich jest bardzo wiele schronisk. Ponieważ turystyka górska to niemal sport narodowy Słoweńców, w sezonie i w weekendy schroniska mogą być pełne. Wszyscy wędrują tam "na lekko" gdyż w schroniskach jest wszystko, co potrzeba. Zawsze dostaje się pościel i w każdym schronisku jest jedzenie, choć nieco drogie. Najprostszy bulion (rzadko można dostać) kosztuje 300 - 350 SIT, inne zupy 500 - 850 SIT, dania typu barowego 750 - 1500 SIT. Chleb jest, ale kromka kosztuje 70 - 150 SIT, tyle ile bochenek na dole. Nocleg na sali zbiorowej to ok. 1200 SIT, choć czasem bywa taniej. WAŻNE! Jest 40% zniżki dla członków UIAA, w praktyce Klubu Wysokogórskiego. Dość rygorystycznie sprawdzają opłacenie składek. W niektórych schroniskach można też dostać zniżkę na podstawie legitymacji PTTK! Nie wiadomo, czy wynika to z naiwności gospodarzy schroniska czy z ich wielkiej miłości do turystów. Nie jest to uregulowane żadnymi przepisami, więc można próbować "na bezczelnego" Głęboko w górach funkcjonują tzw. biwaki. Są to bezobsługowe domki bądź budki na kilka- kilkanaście osób. Niektóre, mimo zaznaczenia na mapach, mogą być trudne do odszukania gdyż nie prowadzą tam żadne szlaki.

Szlaki i wędrówka

Na miejscu można bez większych kłopotów dostać bardzo dobre mapy. Nieco gorzej jest z przewodnikami. Podobno rozprowadza je tylko PZS - miejscowa organizacja turystyczna. Te, na które udało sie natknąć w podgórskich hotelach nie były najlepsze. My posługiwaliśmy się czeskim przewodnikiem po górach Jugosławii wydanym w 1987 roku oraz wydanym jeszcze dawniej polskim przewodnikiem po dolinie Vrata.

Szlaków jest dużo i generalnie są bardzo dobrze wyznakowane. Na mapach są podzielone na łatwe trudne i bardzo trudne. Szlaki trudne są po prostu mocno eksponowane, ewentualnie nieco ubezpieczone. Czasem jako trudne oznaczane są bardzo uciążliwe ścieżki prowadzące po piarżyskach. Bardzo trudne to często ubezpieczone stalową linką (tak jak włoskie "via ferraty" w Dolomitach) wspinaczkowe drogi wzbogacone drabinkami i bardzo nieprzyjemnymi stalowymi prętami wbitymi wprost w skałę. Można się na nich ubezpieczać przy pomocy uprzęży i karabinka z pętlą, ale my nie korzystaliśmy z naszego sprzętu ani razu. Przede wszystkim dlatego, że ciągi ubezpieczeń, do których się można wpiąć są stosunkowo krótkie. W pozostałych miejscach występują tylko różnego rodzaju stopnie wbite wprost w skałę. Generalnie trudno, a czasem wręcz niebezpiecznie jest chodzić po tych ścieżkach z większym plecakiem. Trudności tylko nieco większe niż na Orlej Perci, ale zdecydowanie większa ekspozycja. Najczęściej są one bardzo ładnie przeprowadzone.

Wyliczenia czasu podawane na drogowskazach mają bardzo znaczny rozrzut. Potrafią być zarówno niedoszacowane jak i przeszacowane. Generalnie czasy są liczone "na lekko", więc jeśli się idzie z plecakiem, to najczęściej trzeba coś do czasu doliczyć. Dotyczy to również wędrówki w dół!. Na prawie wszystkich szczytach znajdują się książki wejść i pieczątki do ostemplowania książeczek turystycznych - odpowiednik naszego GOT.

Wrażenia z wyjazdu

Pomysł wyjazdu w ten rejon Europy tłukł się nam po głowach już jakiś czas, ale z wielu przyczyn nie doszedł wcześniej do skutku. Tegoroczna wyprawa miała tę przewagę nad organizowanymi wcześniej, że.. nie wymagała w zasadzie organizacji. Najtrudniejszym i najbardziej odpowiedzialnym zadaniem do wykonania było znalezienie możliwie taniego dojazdu i zdobycie w miarę wyczerpujących informacji o sytuacji panującej w Słowenii. Połączonymi siłami udało się zdobyć potrzebną wiedzę, ustalić z grubsza cel wyprawy oraz załatwić przyziemne szczegóły w rodzaju ubezpieczenia czy żywności.

Po skomplikowanej i męczącej podróży (przesiadki!) dotarliśmy o pierwszej w nocy do Lubljany. Tu okazało się, że zdobyte informacje nie są zbyt dokładne i nie sposób o tej porze wymienić pieniędzy koniecznych na dalszą podróż. Przyciśnięci okolicznościami pozostaliśmy przed zamkniętym dworcem kolejowym i pospaliśmy sobie miło pomiędzy ciepłym słoweńskim niebem a przepięknie wypolerowanymi kamiennymi płytami dworca.

Następny dzień to przerzucenie się w góry. Autobus dowiózł nas na sam koniec jeziora Bohin, skąd spacerkiem przenieśliśmy się do pierwszego schroniska u stop wodospadu Savici. Osiemsetmetrowy próg otaczający jezioro Bohin i dolinę Sawy robił duże wrażenie. Decyzja zapadła więc jednoznaczna - idziemy na wycieczkę aklimatyzacyjną. Podejscie do wodospadu i schroniska Na Komni wyłoniło z naszej i tak nielicznej grupy podgrupy "łagodną" i "ostrą". Podział ten utrzymał się do końca wyprawy.

Postanowiliśmy kontynuować ostry początek i rankiem ruszyliśmy początkowo na próg Komarnic a później doliną Siedmiu Triglawskich Jezior do schroniska Na Prehodavcih. Góry pokazały jedną ze swych ładniejszych twarzy. Słońce, wysokość i olbrzymi, suchy płaskowyż ograniczony trzystumetrowymi ścianami, urywający się osiemsetmetrowym progiem - to krótki opis tej doliny. Jednak 1300 metrów przewyższenia jeden dzień po przyjeździe, w połączeniu z wysokością dwóch tysięcy metrów dało znać o sobie. Mimo tego i mimo pogarszającej się z każdym dniem pogody wycieczki zrobione z tego schroniska dały nam pewien pogląd na krajobrazy, tak różne od tarzańskich, i możliwości pogodowe tych gór. Wejścia na Zelnarice, Ti?arice i Veliko ©pi?e stanowić miały preludium do wejścia na Triglav. Zmienna pogoda, mgła i śliski wapień na ubezpieczonych, dość trudnych drogach dały do myślenia na temat możliwości tutejszej pogody. Początkowo ze schroniska widać było szczyt Triglavu, oraz okazale prezentujące się po przeciwnej stronie głębokiej doliny Trenta ściany Razora, Stenara i odległego Prisojnika. Kto miał dobry wzrok (lub sztuczne ułatwienia w postaci lornetki..) mógł też dostrzec maleńki punkcik schroniska Poga?nikov Dom, znajdującego się w wiszącej dolinie u stóp Kriża. Niestety, te wszystkie, zapierające dech w piersiach widoki zostały wkrotce przesłonięte przez niskie chmury, które towarzyszyły nam odtąd codziennie z niewielkimi wyjątkami. W padajacym deszczu przenieśliśmy się do najwyżej w Alpach Julijskich położonego schroniska Kredari?a, a tam niespodzianka... Przypadkiem trafiliśmy na stulecie schroniska. Tłum obłędny - setki ludzi (dokładniej jakieś cztery setki) - wydawało się, że nie sposób wetknąć szpilki. Po mszy w kapliczce, która znajduje się przy schronisku zaczęła się zabawa. A bawić się tam ludzie umieją! Chóralne śpiewy (nawet na głosy!), zespół muzyczny, konkursy nawet tańce a wszystko (no tańce to nie...) bezpośrednio transmitowane przez radio na całą Słowenię. Nawet my, mimo nieznajomości języka bawiliśmy się znakomicie. Po jakimś czasie okazało się nawet, że całkiem nieźle potrafimy śpiewać po słoweńsku. Niestety, pogoda zupełnie nie dopisała. Rano wchodziliśmy na Triglav we mgle, tak więc ominęły nas słynne widoki. Według panoramek można ze szczytu dostrzec Zatokę Triesteńską i praktycznie całą Słowenię.

W ciągu kolejnych dwóch dni nastąpiło całkowite załamanie pogody i kolejne wycieczki na które wychodziliśmy ze schroniska Stani?ev Ko?a, na Cmir, Rjavine i Vrbanove ©pice odbyły się bądź we mgle, bądź wręcz w ulewie. A jeż się na głowie włosi, gdy wspomnimy nasze przejście w burzy przez Vrbanove ©pice, które są pięknie ubezpieczone długimi ciągami stalowych, niestety, mocno juz pouszkadzanych lin.

Kolejną bazą do wyjść w góry było schronisko Poga?nikov Dom w Kotlinie Kriąkich Jezior. Przejście do tego schroniska dało się nam mocno we znaki. Nie chcąc bowiem trawersować we mgle podnóża słynnej północnej ściany Trigalvu, schodziliśmy ścianą Prag na samo dno doliny Vrata (1000 mnpm) aby później przez przełęcz Luknia i Bovski Gamąovec dojść do schroniska już po zachodzie słońca. Oczywiście większość drogi we mgle, choć tuż za przełęczą chmury się nieco rozwiały pozwalając podziwiać półtorakilometrową ścianę Kanjavca i ominiętą przez nas ścieżkę trawersującą ścianę Triglavu. Z tego schroniska można zrobić jednodniową wycieczkę na ©krlaticę, najpóźniej, z uwagi na swą niedostępność i odległość od dolin, zdobyty wielki szczyt Alp Julijskich. Niestety, i ta góra nie chciała pokazać nam swego oblicza. Mgła i zimno zarówno na dojściu, jak i na podejściu efektownym filarem pozbawiły nas mnóstwa satysfakcji. Jedynie wycieczka na szczyty otaczające Kotlinę Kriżskich Jezior dała dużo widoków. Był to jeden z nielicznych dni, kiedy chmury pozostały w dolinach, skutecznie przesłaniając jednak nie tak odległe przecież morze.

Ostatnim naszym celem był Prisojnik, zwany też Prisank, górujący nad głęboką przełęczą Vrąi?. Pogoda normalna. Fehn, który zapanował nad górami skutecznie przesłonił wszystko. Jedynie po południowej stronie gór, poza zasięgiem wiatru świeciło słońce, ale marna to dla nas pociecha. Wejście na Prisojnik mimo mgły, deszczu ze śniegiem, wiatru i obmarzających skał zaliczyć należy do ciekawych. Olbrzymia ściana pokonywana jest całym szeregiem podciętych trawersów i pionowych (miejscami przewieszonych!) drabin, w prawie zupełnej ekspozycji. Droga, choć wymagająca mocnej psychiki, jest urocza.

Było to nasze ostatnie wejście. Z przełęczy, również w deszczu, ale za to komfortowo, bo autobusem, przenieśliśmy się do Lubljany, a z tamtąd do Postojnej, gdzie znajduje się największa jaskinia Słowenii. W jaskini obejrzeć można odmieńca jaskiniowego, zwanego też ludzką rybą płaza, żyjącego wyłącznie w tej jaskini, jako jedynym miejscu na świecie.

Powrót równie skomplikowany jak dojazd nie przyniósł większych wrażeń.

Wyjazd, mimo pogody trzeba uznać za udany. Góry przepiękne i dające mocne wrażenia, zarówno natury fizycznej jak i estetycznej. Odległości i wysokości wymagają jednak sporej kondycji, a trudniejsze podejścia również obycia z ekspozycją.

Hania, Wojtek

<< powrót

© 2008 - 2012 Akademicki Klub Górski „Halny” Poznań