Relacje

Rajd „Alkoholowy”
Gorce
08-10.03.2002

W Gorcach już wiosna

Duże płaty śniegu tańczące powitały nas o świcie w Chabówce. W ciągu kilku minut ziemia pokryła się kilkucentymetrową warstwą śniegu. Czyżby zima wróciła? Kolejne parę chwil wystarczyło jednak, by biały dywan zniknął bez śladu.

Z Rabki Zdroju wyruszamy czerwonym szlakiem na Turbacz. Początkowo lekko wznoszącą się drogę pokrywa głównie błoto. Im wyżej jednak, tym częściej na płocie leży nietknięty mokry, znajdujący się w ostatnim stadium przed metamorfozą w wodę, śnieg.

Łaty na płaszczu

Po godzinie marszu docieramy do schroniska „Maciejówka”. Za nim w zasadzie śniegu jest coraz więcej. Błoto zostawiliśmy za sobą. Im bardziej w górę tym śnieg mniej mokry. Wciąż jednak na tyle lepki, by dokładnie oblepiać buty. Obuwie cierpi niemiłosiernie chłostane przez przylepiającą się do niego maź. Nie ma mocnych. W większości przypadków nieprzemakalne buty z goretexu poddają się i po kilku godzinach wodnośniegowych kąpieli przemakają. Wbrew porannym anonsom zima nie powróciła dziś do Gorczańskiego Parku Narodowego. Około dziesiątej słońce grzeje tak, że po kolei zdejmujemy z siebie grube kurtki, polary i swetry. Szczęśliwi są ci, którzy zabrali ciemne okulary. Ostre słońce razi w oczy. Jego moc zwiększa śnieg odbijający promienie. Góry błyszczą, kuszą. Nie sposób im się oprzeć. Śnieg skrzący się w słońcu wyglada jak płaszcz Królowej Śniegu. Płaszcz to stary, trochę sfatygowany, gdzieniegdzie widnieją na nim rdzawe łaty. To kępki wystającej trawy.

Tatry jak kot

Pod Turbaczem śnieg siega do kolan. Idący na przedzie przebijają szlak. Nikt po nim jeszcze dziś nie szedł. Na Turbaczu (1310 m n.p.m.) w schronisku jemy obiad, zostawiamy plecaki i ruszamy dalej. Przed chatką rozpościera się przepiękna panorama Tatr. Te najwyższe polskie góry są zaledwie 30 kilometrów stąd. Widok zapiera dech w piersiach. Naprawdę można byłoby zostać na wieki i patrzeć. Podziw budzi dostojeństwo i godność tych gór. Czarujące są o wschodzie słońca, kiedy żółte, ciepłe promienie słońca, które jeszcze parę chwil temu słodko spało, padają na grzbiety Tatr. Góry przez moment wyglądają jak kot prężący grzbiet pod dotykiem dłoni swego właściaciela i mruczący „głaszcz mnie właśnie tak”.

Z Turbacza przez Gabrową Polanę czarnym szlakiem podążamy na Przełęcz Borek. Szlak jest kiepsko oznakowany, a może śnieg i leśny mrok sprawia, że często go gubimy. Smutne wrażenie robią pokiereszowane kikuty poschniętych drzew. Życia na tym odcinku drogi z każdym krokiem coraz mniej. W pewnym momencie lasu właściwie nie ma. Są tylko poprzewracane resztki spruchniałych świerków. Przy podmuchu wiatru wydają głuche skrzypniecia. Las jak z horroru. Kto go tak urzadził? Wiatr? Zanieczyszczone środowisko? Trudno wyczuć. Żółtym szlakiem wbiegamy na czoło Turbacza. Chcemy popatrzeć na zachód słońca. Niestety chmury uniemożliwiły nam podziwianie go w pełnej krasie.

Zagorzali turyści

Następnego dnia ruszamy z Turbacza na Gorc (1228 m n.p.m.). Słońce grzeje prawdziwie wiosennie. Tak by się chciało poleżeć i powygrzewać na nim. Jednak hulający po Zbójeckim Placu zimny wiatr dmie skutecznie odstrasza nas od dłuższych postojów. Mimo to w powietrzu czuć już wiosnę. Z Gorca niebieskim szlakiem schodzimy do Przełęczy Przysłop, a stamtąd maszerujemy żółtym szlakiem na Jasień (1062 m n.p.m). Droga ostro pnie się w górę. Na trasie spotykamy dwóch „zagorzałych” turystów ze Śląska. Panowie, wokół których unosi się fetor nieprzetrawionej wódki, postanawiają się do nas przyłączyć. Usilnie starają się nas namówić na symboliczny kieliszek. Odmawiamy, co im się chyba nie podoba, bo zaczynają wyśmiewać nasz profesjonalny strój w postaci ochraniaczy na buty. Przyśpieszamy, by pozbyć się ogona, co nam się wkrótce udaje. Z Jasienia schodzimy czarnym szlakiem do Lubomierza. Zmrok zapada szybko, więc do celu docieramy po ciemku.

Ewa Nowaczyk

Rajd zorganizowali Katarzyna Płaza i Damian Kaliszan z Akademickiego Klubu Górskiego „Halny”.

<< powrót

© 2008 - 2012 Akademicki Klub Górski „Halny” Poznań