Relacje

Rajd „Październikowy”
Rejon Śnieżnika
19-22.10.1995

Cześć wszystkim!

Kolejny Rajd „Październikowy”, organizowany przez Akademicki Klub Górski „Halny” z Poznania mamy już za sobą. Uczestniczyłem w nim juz szósty raz z rzędu i pragnę się podzielić z Wami paroma uwagami na temat szlaków i schronisk Masywu Śnieżnika, Gór Bialskich i Złotych, bo tam właśnie cała akcja miała miejsce. Zanudzę tym pewnie turystów z Wrocławia i okolic, bo mają pewnie te rejony schodzone do najmniejszego kamyka, ale tym, którzy tam jeszcze nie byli, przyda się w razie czego parę informacji, bo rejon jest wart zwiedzenia. A zatem do rzeczy.

Trasa trzydniowa rajdu startowała ze Stronia Śląskiego, gdzie dojechaliśmy pociągiem. Do wyboru były dwa warianty trasy - leserska i ambitna. Leserska wiodła najkrócej, jak tylko można: żółtym szlakiem do schroniska na Hali pod Śnieżnikiem. Szlak ten niestety w znacznej swej części wiedzie drogami bitymi (asfalt, tłuczeń, itp.) i z tego powodu jest mało przyjemny. Można go polecić jedynie ze względu na Jaskinię Niedźwiedzią - największą jaskinię sudecką (dotychczas zbadano ok. 4000 m korytarzy i komór) odkrytą w 1966 r w czasie eksploatacji kamieniołomu marmuru. Jaskinię można (i naprawdę warto) zwiedzać z przewodnikiem w grupach po 15 osób (4,50 zł od osoby). Uwaga! Dla większych grup należy zarezerwować bilety co najmniej dwa tygodnie wcześniej. Indywidualni turyści też czasem mogą się załapać, ale najczęściej dopiero po paru godzinach czekania na wolne miejsce w grupie. Dlatego, jeśli nie chcemy marnować czasu na oglądanie tłumu kuracjuszy, rozszalałych wycieczek szkolnych i innych „niedzielnych turystów” i wkurzać się, że włażą (czyt. włarzom) przed nami, to lepiej zarezerwować sobie bilety nawet, jeśli będziemy w małej (np. jednoosobowej) grupce. 8 osób z trasy leserskiej spędziło tak 3 godziny, zanim udało im się wejść :-( .I tak mieli dobrze, bo pozostali mogli wejść dopiero następnego dnia :-((( .

Dla nas, klubowych „szybkobiegaczy”, którzy aby czuć, że są w górach muszą się porządnie nasapać, trasa leserska nie była godna najmniejszej uwagi. Dlatego ze Stronia ruszyliśmy zielonym szlakiem prosto na Przeł. pod Chłopkiem. (Spokojnie - nie tą w Tatrach, aż tak dobrzy nie jesteśmy ;-) ). Stamtąd dalej przez Przeł. Puchaczówkę na Czarną Górę. Czarna Góra (1205 m) jest (podobno) wspaniałym punktem widokowym na Góry Bialskie, Złote, Masyw Śnieżnika i Kotlinę Kłodzką. Nasza panorama ograniczała się niestety do okolicznych 20 metrów ze względu na pałętające się nisko chmury. Podejście na Czarną Górę niczego sobie - można posapać. Stamtąd, dalej zielonym, przelecieliśmy na Igliczną - szczyt znany od XVIII wieku jako miejsce pielgrzymek. Tuż pod szczytem znajduje się poźnobarokowy kościół pątniczy MB Śnieżnej - patronki pielgrzymów i turystów.

Obok kościoła znajduje się „schronisko”, które ogranicza się właściwie do bufetu nastawionego na obsługę „stonki”, która tłumnie przewala się na trasie Międzygórze - Igliczna. Podobno w „schronisku” są jakieś miejsca do spania, ale osobiście bym nie skorzystał. Z Iglicznej ruszyliśmy dalej żółtym szlakiem do Ogrodu Bajek. Jest to ogródek, w którym poustawiane zostały rzeźby różnych bajkowych postaci, domków, itp. Na każdym kroku można się natknąć na wypisane różne mądre aforyzmy i przysłowia. Duża frajda dla tych, którzy jeszcze czują dziecko w sobie. Dalej poszliśmy czerwonym szlakiem do Wodospadu Wilczki. Szlak ten jest typowym egzemplarzem „ceprostrady” z charakterystycznymi elementami w postaci porozrzucanych papierków po gumie do żucia i innych „dobrach cywilizacji”. Po dojściu do Wodospadu Wilczki szczeny nam z lekka opadły. I to wcale nie na widok wodospadu, chociaż jest on największy w Sudetach - 27 m. Natknęliśmy się tam mianowicie na grupę survivalowców lub innych tego typu „zboczeńców” ;-) , którzy zjeżdżali na linie z pomostu nad wodospadem w dól, wzdłuż wodospadu, biorąc przy tym największy chyba w swoim życiu prysznic. Robili to oczywiście w kaskach, bo inaczej każdy z takiej przejażdżki wracałby chyba łysy. Pogoda nie należała tego dnia do najcieplejszych, nie wspominając o wodzie. Brrrrrr!

Z Międzygórza, już bez większych przygód i atrakcji, doszliśmy czerwonym szlakiem do schroniska na Hali pod Śnieżnikiem. Schronisko to, jak na cenę, którą zdzierają z turystów - najtańszy nacleg 6 zł, ma niezbyt wiele do zaoferowania. Co prawda nam, Starym Halniakom, dużo do szczęścia nie trzeba oprócz dachu, czterech ścian i podłogi. Tylko dlaczego trzeba za to płacic tyle forsy ? Prądu w schronisku nie było, chociaż pamiętam czasy, że był na pewno co najmniej w jadalni. Teraz wykorzystanie prądu ograniczało się do kuchni i recepcji/bufetu. Obskurne kibelki, niedogrzane pokoje, ciepła woda tylko w określonych godzinach, wrzątek na herbatę (płatny) też. Nie chcę żebyście myśleli, że wybrzydzam. Jak już wyżej wspomniałem niewiele mi do szczęścia potrzeba. Po prostu wydaje mi się, że jak na taką cenę niewiele otrzymuje się w zamian. Jedyne chyba co powoduje, że jest tu trochę turystów to jego strategiczne położenie, bo na pewno nie panująca tu atmosfera, ktora daleka jest od ideału. Poza tym była z nami na rajdzie koleżanka z Japonii (!), której chcieliśmy pokazać Piękne Polskie Góry (zapytacie pewnie czemu nie Tatry - tak akurat wypadło, że rajd mieliśmy w Sudety). Po pobycie w tym schronisku następnego dnia stwierdziła, że jest „zmęczona” i wraca do Poznania. My nie byliśmy zmęczeni, więc ruszyliśmy dalej w trasę. Zielonym szlakiem granicznym przez Śnieżnik i Przeł. Płoszczynę do Bielic.

Pogoda się poprawiła i można już było podziwiać panoramki okolicy (chociaż na Śnieżnik i tak weszliśmy o godzinę za wcześnie - jeszcze mgliło; a podobno kto rano wstaje ... :-( ). Jeśli chodzi o jesień i jej walory fotogeniczne, to spóźniliśmy się około tygodnia - prawie wszystkie jawory w Puszczy Jaworowej były już łyse. Ale i tak materiał na parę slajdów się znalazł.

W Bielicach spaliśmy w Domu Baptystów. POLECAM !!! Przesympatyczne kierownictwo, czyściutko, cieplutko, prysznic, non stop ciepła woda (nawet po tłumie dziewczyn), do dyspozycji kuchnia z dużą jadalnią i duża świetlica. A wszystko za jedyne 5 zł od osoby. Jakże inaczej niż pod Śnieżnikiem. Prawdziwie domowa atmosfera. W schronisku jest 60 miejsc, w tym 18 miejsc na strychu w postaci ułożonych na podłodze materacy (tzw. kopulodrom), czyli spokojnie można je przemnożyc razy 1,5 do 2 (w zależnosci od stopnia zażyłości ;-) ).

W Bielicach dołączyło do nas 39 osób trasy 2-dniowej, którzy podzieleni na mniejsze grupki szli różnymi trasami z Lądka Zdroju. Na mecie rajdu było nas więc łącznie 67 osób, czyli mniej-więcej rajdowy standard. A co się działo wieczorem.... Tańce, hulanka, swawola, śpiewy do późna w nocy i długie nocne rozmowy do rana... czyli to, co Tygrysy lubią najbardziej.

BYŁO WSPANIALE !!!

W niedzielę, w drodze na pociąg do Lądka, przeszliśmy przez piękne Góry Złote, z których roztaczają się wspaniałe widoki na Masyw Śnieżnika i czeskie Jeseniki. Po drodze mijaliśmy też ruiny zamku Karpień (można sobie spokojnie odpuścić - ruiny ruin) i kilka dosyć ładnych skałek gnejsowych. No i oczywiście po drodze bawiliśmy się w wiewiórki pochłaniając garściami orzeszki buczynowe.

Naprawdę było REWELACYJNIE !!! HEJ!

Radek

<< powrót

© 2008 - 2012 Akademicki Klub Górski „Halny” Poznań